"Bezpieczeństwo produkcji żywności motorem rozwoju z szansą na przetrwanie" (Sicurezza Agroalimentare: Motore di Sviluppo Sosteniblie) - pod tym, po polsku nieco zawiłym tytułem, w Rzymie odbyła się konferencja międzynarodowa zorganizowana przez CNEL (Włoska Narodowa Rada Gospodarki i Pracy), otwierająca semestr Włoskiej Prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. Wśród ważnych prelegentów (Antonio Marzano – Prezydent CNEL, Leonardo Becchetti – Università Roma2, Enzo Baglieri – SDA Bocconi, Dino Bramanti – Consiglio Superiore della Sanità, Annamaria Furlan - CISL, Monica Fabris – Prezydent EPISTEME, Bonifacio Sulprizio De Cecco – Pasta De Cecco, Mauro Fontana – Gruppo Ferrero, Vito Gulli - ASdoMAR, Biagio Mataluni – Oleificio Mataluni, Filippo Ferrua Magliani – Confindustria Federalimentare, Stefano Masini - COLDIRETTI, Franco Verrascina – Prezydent COPAGRI, Pietro Giordano – Prezydent ADICONSUM oraz przedstawiciele Gwardii Finansowej i Karabinierów NAS) wśród gości znaleźliśmy się również my - dziennikarze zagraniczni z Gruppo del Gusto.
Jesteśmy tym,
co jemy, ale nie wiemy co jemy...
czyli „Był sobie pomidor”
czyli „Był sobie pomidor”
Pomidory włoskie. Foto: A. Zakrzewicz |
Kiedy przyjechałam do Włoch dwadzieścia lat temu to właśnie pomidory
smakowały mi najbardziej. Czerwone, soczyste, dojrzałe i pachnące ziemią
rozgrzaną słońcem.
Pamiętam również dzień, w którym włoskie pomidory straciły smak. Warzywa,
które zaczęłam jeść stały się jakby z plastiku. Te nabywane we włoskim markecie
nie różniły się od tych kupowanych w sklepach masowej dystrybucji w Polsce, czy
gdzie indziej. Bez zapachu, wszystkie takie same, równie niedojrzałe choć
czerwone i bardzo zachęcające.
Jak wyniknęło z konkluzji rzymskiej konferencji Sicurezza Agroalimentare… -
nie da się ukryć, że globalizacja ma swoje dobre i złe strony. Z jednej -
pozwala krążyć towarom i ludziom po całym świecie, dzięki czemu
"nowalijki" oraz egzotyczne owoce możemy kupić w przyzwoitej cenie i
zjeść o każdej porze roku. Z drugiej - powoduje, że żywność wymyka się nam coraz
bardziej spod kontroli. Praktycznie nie wiemy co jemy. Etykietka: "pomidor
hiszpański" czy "winogrona tureckie" niewiele nam mówi. Owszem -
znamy niby kraj eksportera produktu, ale nie mamy pojęcia o tym, gdzie i jak
warzywa lub owoce rosły, czym były sypane i spryskiwane, w jakich warunkach
hodowane, kiedy je zbierano, jak długo były przewożone zanim trafiły do sklepu,
ile trwała i jak wyglądała droga od zerwania z krzaczka czy drzewka, na nasz
stół, a potem do naszego żołądka.
Nawet nie zdajemy sobie sprawy z faktu, że w epoce globalizacji w przypadku
niektórych warzyw i owoców ta droga może trwać nawet sześć miesięcy. Już nie
tylko soczyste i zdrowe pomelo trafia do Europy z Chin (a pomarańcz chińska z
Tunezji czy Maroko). Trudno w to uwierzyć - ale na stołach włoskich (i nie
tylko) coraz częściej kończą pomidory Made
in China, dojrzewające w chłodniach zamiast w słońcu Półwyspu
Apenińskiego.
Bezpieczeństwo
żywienia to warunek zdrowia
Włochy są największym w Europie eksporterem żywności produkowanej na
własnym terytorium. Gastronomiczne Made
in Italy to sektor cieszący się większym powodzeniem za granicą niż włoska
moda, czy turystyka i przynoszący Włochom najwyższe dochody – 32 miliardy euro
rocznie. Nic też dziwnego, że włoska żywność jest równie chętnie i często
podrabiana co włoskie torby czy buty. Jak przypominał podczas konferencji prof.
Leonardo Becchetti z Uniwersytetu Roma2: „Na świecie jest pełno restauracji i
pizzerii "włoskich", w których nie ma ani włoskich kucharzy, ani
włoskich produktów, ani nawet włoskiego menu.
W sklepach na całej planecie można znaleźć pizzę, makarony, mozzarallę,
sosy pomidorowe - które owszem są podstawą włoskiej kuchni, ale z prawdziwą
włoską kuchnią nie mają nic wspólnego.”
Globalizacja i wolny przepływ towarów a także ugruntowanie się przemysłu
gastronomicznego (który zastąpił naturalną aktywność ludzką, jaką było
rolnictwo, myślistwo, połów i zbieractwo), i spowodował, że prawie całość
planetarnej produkcji żywności skupia się w ręku kilkunastu międzynarodowych
kolosów przemysłowych (Nestle, Danone, Mars, Unilever, Mondelez, Kraft,
Pepsico, Coca Cola) to powody dla, których konsument powinien się zacząć
martwić coraz bardziej o to, co kończy na jego talerzu - a więc w konsekwencji
o własne zdrowie.
Co zawierają tzw. "produkty markowe" wystawione w supermarketach
całego świata, po które większość ludzi sięga chętniej niż po te discountowe?
Wielkie koncerny przemysłowe nie są w stanie zapewnić sobie tych surowców tej
samej jakości do pokrycia zapotrzebowania na produkcję żywności swojej marki.
Jak pokazały badania przeprowadzone przez słowacki EurActiv (tamtejsze
stowarzyszenie konsumentów) w 2011 roku - firmy te sprzedają w różnych krajach
UE swoje produkty pod takimi samymi nazwami, choć cechują się one odmienną
jakością. Te gorszej jakości trafiają najczęściej na rynki "nowej"
Unii Europejskiej, gdzie klient jest mniej wybredny, mniej doświadczony i
doinformowany - wystarcza mu więc, że sięga po produkt markowy.
Żywność a
przyszłość planety i ludzkości
„Dziś na Ziemi żyje ponad 7 miliardów ludzi, z których 1 miliard głoduje i
1 cierpi na nadwagę oraz choroby z nią związane. Szacuje się, że za 35 lat na
świecie może być 9 a może nawet i 10 miliardów istot ludzkich. Aby wyżywić taką
ilość osób potrzeba co najmniej 2,5 planet wielkości Ziemi. Z tego powodu
intensywna hodowla żywności, stosowanie roślin transgenetycznych i produkcja
zwierząt hodowlanych z zastosowaniem inżynierii genetycznej jest nieunikniona. Istnieje
jednak innowacja pozytywna i negatywna” - podkreślił prof. Enzo Baglieri z
Uniwersytetu Bocconi.
Spór o GMO trwa od lat. Zwolennicy twierdzą, że uprawy GM są bardziej
odporne na czynniki zewnętrzne, choroby, pasożyty, kaprysy klimatyczne i w
rzeczywistości gwarantują wyższą wydajność upraw. Ich zdaniem żywność
modyfikowana genetycznie jest nawet zdrowsza, gdyż ma większe wartości odżywcze
dzięki sztucznemu wzbogaceniu o witaminy i mikroelementy. Zwierzęta
transgeniczne mogą być szybciej przeznaczane do uboju ze względu na szybszy
wzrost i są bardziej wydajne dzięki większej masie ciała. Można też je uodparniać na różne choroby. Dzięki rozwojowi
GMO wzrośnie produkcja biopaliw, czyli ekologicznego paliwa i będzie można
zdecydowanie ograniczyć użycie pestycydów i innych chemicznych substancji zatruwających
środowisko. GMO pozwoli też obniżyć ceny żywności - więc tym samym żywność
przemysłowa stanie się dostępna dla większej ilości ludzi.
Przeciwnicy organizmów transgenicznych twierdzą, że na dłuższą metę
wszystko to prowadzi do skupienia kontroli nad globalną produkcją żywności w
rękach koncernów zajmujących się wytwarzaniem jedzenia przemysłowego i
produkcją pasz. Uważają też, że może dojść do niekontrolowanego skrzyżowania i
mutacji roślin. Nastąpi kres bioróżnorodności i biobezpieczeństwa żywności,
oraz zubożenie rolnictwa i naturalnego środowiska człowieka.
Zdaniem naukowca z włoskiego Uniwersytetu Bocconi: „Jest nam potrzebna nowa
technologia żywienia. W rzeczywistości jesteśmy dopiero na początku
eksperymentów inżynierii genetycznej w przemyśle hodowlanym, która ma przed
sobą przyszłość. Nie jesteśmy jednak w stanie przewidzieć skutków mutacji
genetycznych - poznamy je dopiero za kilka lat i mogą być one nieodwracalne.”
Według prof. Enzo Baglieriego międzynarodowe koncerny żywnościowe manipulują
światową gospodarką i narzucają ludziom, co mają jeść, hodować i uprawiać. Nad
zdrowie konsumentów przekładają zysk i nie myślą o długofalowych konsekwencjach
swoich działań.
Przestępstwa
żywnościowe i system kontroli
Specjalny oddział karabinierów NAS na konferencji o bezpieczeń stwie żywienia. Foto A. Zakrzewicz |
Spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej to właśnie we Włoszech
rozwinięto najbardziej system kontroli produkowanej żywności. Nie tylko włoski
odpowiednik Sanepidu, ale także specjalny oddział karabinierów NAS, gwardia
leśna i gwardia finansowa mają prawo przeprowadzać kontrole jakości produktów
oraz przeciwdziałać ich podrabianiu. Poza tym w tym kraju działają liczne
organizacje konsumenckie jak: Adiconsum, Coldiretti czy Codacons -które
uczciwie informują klientów i przyczyniają się do wzrostu wiedzy oraz kultury
konsumpcyjnej. Zanim prawdziwe włoskie wino trafi do odbiorcy musi przejść
dziewięć etapów kontroli. Problem polega jednak na tym, że nie wszystko co
nazywa się włoskie jest naprawdę produkowane we Włoszech.
W Polsce kupujemy niemiecką Zotarellę zamiast prawdziwej mozzarelli, której
smaku tak naprawdę nikt u nas nie zna. W sklepach jest pełno najgorszej jakości
włoskich win, które są nie winem z winogron, ale czystą chemią i nie znamy ich
dystrybutorów. W restauracjach włoskich dają nam makaron lokalny zamiast
spaghetti De Cecco. Z prawdziwej pizzy neapolitańskiej, większość produktów
jakie zjada się na całym świecie, pizzę ma tylko w nazwie.
To właśnie dzięki częstym i rygorystycznym kontrolom we Włoszech wybuchło
wiele skandali gastronomicznych, jak ten dotyczący mozzarelli z dioksyną,
przetworów z mięsa koni wyścigowych, którym wstrzykiwano kortyzon czy warzyw
rosnących w "Trójkącie śmierci", czyli na terenach Kampanii, które
mafia przekształciła w wysypisko śmieci toksycznych.
Niestety ponieważ eksport żywności włoskiej przynosi dochody, nie należy
się dziwić, że również mafia zainteresowała się tą dziedziną gospodarki. Główne
jej działania na tym polu to fałszowanie certyfikatów i dokumentów
weterynaryjnych oraz wprowadzanie do sprzedaży mięsa pochodzącego z uboju
zwierząt chorych. Biznes, który przynosi przestępczości zorganizowanej około
400 milionów euro rocznie. W niektórych rejonach Włoch organizacje przestępcze
prowadzą równoległy, nielegalny rynek spożywczy kontrolując ubojnie, rzeźnie i
masarnie gdzie zabija się oraz przetwarza chore zwierzęta. Powszechny staje się
także proceder kradzieży zwierząt hodowlanych, przeznaczonych na ten nielegalny
rynek – w ostatnich latach zostało skradzionych około 200 tys. bydła, świń,
drobiu. W 2009 r. włoscy karabinierzy z NAS zarekwirowali 38 tys. ton żywności!
Zrobaczywiałe mięso, przeterminowane mleko, sery, jajka, kiełbasy a nawet ryby
– są powtórnie przerabiane z dużą ilością konserwantów i przypraw a następnie
opatrywane w sfałszowane etykietki i sprzedawane jako najwyższej jakości
specjały włoskie, najczęściej na rynki zagraniczne.
Rozwija się także proceder fałszywej żywności biologicznej, która ma co
najwyżej tylko ekologiczną etykietkę. Włoski NAS zarekwirował niejednokrotnie
tysiące jajek „biologicznych“, zakażonych salmonellą. Fałszuje się też żywność
dietetyczną oraz produkty wspomagające odchudzanie (w tym sektorze proceder
wzrósł aż o 62%).
Jak wynika z raportów organów nadzorujących produkcję włoskiej żywności i
jej eksport – co roku podrabia się gastronomiczne
Made in Italy o wartości 52 mld euro.
Gastronomia Made in Italy. Foto A. Zakrzewicz |
Wybory
konsumentów - nowa świadomość i prawo do informacji
Do tej pory reklama przyzwyczaiła nas do sięgania po żywność, która nam się
podoba, a nie po taką, o której wiemy to, co wiedzieć powinniśmy. Reklama
żywności ma charakter ewokacyjny a nie informacyjny - działa na nasze zmysły,
gównie wzrokowe. Sięgamy więc po żywność, której marki znamy z telewizora i
gazet, do których reklama nas przekonała. Często nawet nie czytamy etykietek spożywczych,
aby zobaczyć co produkt naprawdę zawiera. Nie zastanawiamy się też nigdy jak
produkty przetworzone działają na nasz organizm.
Podczas rzymskiej konferencji o bezpieczeństwie żywienia Pietro Giordano –
Prezydent Adiconsum przypominał, że niestety często producenci nie mówią nam
całej prawdy o produkcie spożywczym i o sposobie jego powstania. Etykietki są
niejasne i dodatki do żywności mające na celu poprawienie jej smaku, trwałości
czy aspektu wizualnego - skrywają się pod chemicznymi nazwami lub skrótami.
„Jeżeli jemy źle - płacimy za to podwójnie, bo przede wszystkim własnym
zdrowiem. Cierpi nasz portfel i nasz organizm. Dlatego jest tak ważne aby w
Unii Europejskiej walczyć o jednolitość informacji umieszczanych na etykietkach
spożywczych, a przede wszystkim rozszerzyć zakres informacji na temat produktu.”
– podkreślał w swoich konkluzjach Pietro Giordano, jeden z głównych
organizatorów „Sicurezza Agroalimentare: Motore di Sviluppo Sosteniblie”.
Coraz więcej osób ma jednak świadomość, że żywność przemysłowa jaką dziś
spożywamy na masową skalę pozostawia wiele do życzenia. Rośnie też wiedza na
temat alergii i nietolerancji żywieniowych, związanych nie tyle z samym
jedzeniem, co ze środkami chemicznymi wykorzystywanymi przy jego produkcji.
O tym, że konsument staje się coraz bardziej uważny i wybiórczy, co widać
najlepiej na przykładzie Włoch – mówiła Monica Fabris – Prezydent włoskiego stowarzyszenia
Episteme badającego nawyki i obyczaje Włochów. Niezależnie od kryzysu
gospodarczego, który ograniczył bardzo wydatki w każdym sektorze, od 4 lat
rośnie konsumpcja żywności biologicznej - o 11% rocznie. Zmienia się też
pojęcie jakości jedzenia. „Nie liczy się już to, czy jest dobra i markowa, ale
jak bardzo jest naturalna i czy pochodzi z najbliższego środowiska. Według
sondaży rynkowych, aż 56% Włochów deklaruje, że jest gotowych zapłacić więcej
za żywność biologiczną pochodzącą z pewnego źródła. Dziś Włosi najchętniej
kupowaliby warzywa i owoce bezpośrednio od rolników, niestety z braku czasu
oraz możliwości są skazani na supermarkety. Coraz więcej osób jednak zaopatruje
się regularnie w niektóre produkty w sklepach biologicznych, śledząc z uwagą
jakie gwarancje daje producent. W użycie wchodzi też koncept "etyki
żywienia". – podkreślał Fabris.
Monica Fabris – Prezydent włoskiego stowarzyszenia Episteme badającego nawyki i obyczaje Włochów |
Jak wynika z badań Episteme - w kraju, w którym do tej pory wspólne
zasiadanie w gronie rodzinnym do obiadu i kolacji było obyczajem, zmienia się coraz
bardziej styl życia. Włosi coraz chętniej jedzą poza domem i coraz większą
uwagę przykładają do jakości produktów serwowanych w restauracjach i do
estetyki podania. W modę wchodzi Food
Design. Inny sens nabiera też pojęcie łakomstwa - dziś oznacza to jeść
mniej, ale spożywać żywność najwyższej jakości.
Widać bardzo jasno tendencję do tego, że osoby zamożniejsze i te
posiadające wyższy stopień kultury oraz wykształcenia traktują wybór jedzenia
jako inwestycję w samego siebie.
Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu
CZYTAJ TEŻ:
Nie tylko zdrowsza, ale też smaczniejsza! Czy ktoś jeszcze uwielbia lokalne jedzenie tak jak ja?
RispondiEliminahttps://qafp.pl/