Podczas tegorocznego Międzynarodowego Salonu Smaku w Turynie, Polska miała niestety tylko trzy stoiska. To trochę mało jak na duży, europejski kraj o wielkim potencjale rolniczym i o wspaniałych tradycjach gastronomicznych. Wypadliśmy stosunkowo słabo nie tylko w porównaniu do Francji, Hiszpanii, Szwajcarii, Japonii, USA czy Niemiec, ale także w stosunku do Bułgarii i Słowacji - a przede wszystkim do Meksyku, Argentyny, Brazylii i Kenii.
Czy w Polsce je się i produkuje źle? Nie! Polskie
produkty nie są wcale złe - wręcz przeciwnie, niektóre są nawet wyśmienite.
Niestety ich promocja za granicą jest nadal kiepska.
- Podczas poprzednich Salonów Smaku miewaliśmy nawet
kilka stoisk, w tym roku ze względu na wybory administracyjne trudno było
znaleźć pieniądze na lepszą reprezentację Polski w Turynie. - mówi Jacek
Szklarek, prezes Polskiego Slow Food, gdy pytam go o opinię. Dzięki jego
współpracy z międzynarodową organizacją założoną przez Carla Petriniego idea
powrotu do dobrego, czystego i tradycyjnego jedzenia została zasadzona również
w Polsce - i jak sądzi sam Carlin ma szansę wynieść nasz kraj do rangi jednego
z najlepszych europejskich producentów zdrowej żywności. Szklarek współpracuje
ze Slow Foodem już od 2000 roku. Wszystko zaczęło się od pasji, aby sprawdzić w
jakiej bacówce produkuje się najlepsze oscypki. Jacek zaangażował się tak w
promocję, że oscypek został uznany jako pierwsze Presidio Slow Food, a w 2008
roku otrzymał markę DOP (Denominazione di
Origine Protetta).
I to właśnie góralskich oscypków nie zabrakło w Salonie Smaku w Turynie. Ale nie są to te same oscypki, rozpowszechnione dziś w sieci
komercyjnych supermarketów. Z prawdziwym polskim oscypkiem jest tak samo jak z
prawdziwą włoską mozzarellą. Musi być on wykonany według tradycyjnych
przepisów, z naturalnego owczego mleka dostępnego tylko od maja
do września, kiedy owce dają mleko. Wymagane są badania wody, zwierząt i
pastwisk. Tylko cztery polskie bacówki odpowiadały wszystkim wymaganiom.
Prawdziwe polskie oscypki certyfikowane jako Presidio Slow Food produkują:
Władysław Klimowski z Nowego Targu, Wojtek Kompenda z Czorsztyna, Andrzej Zubek
z Ratulowa, Józef Wojtczyk z Nidzicy.
Polski góralski ser jest już we Włoszech na tyle doceniany,
że producenci znanych włoskich win prezentują go na swoich degustacjach.
Była też Pasieka Jarosa Macieja z Tomaszowa Mazowieckiego
- drugie polskie Presidio Slow Food.
Rodzina Jarosów produkuje miody pitne od 1978 r., a zaczynali od hodowli
pszczół. Technologia produkcji odwołuje się do staropolskich tradycji
i receptur. Ich miody pitne produkowane są metodami naturalnymi, bez
konserwantów, polepszaczy, sztucznych barwników i aromatów. Surowcem jest
miód pszczeli, woda i zioła. Kilkuletnie leżakowanie pozwala im osiągnąć
znakomite walory smakowe. Jako pierwsi w Polsce wyprodukowali miód pitny
nasycany dwutlenkiem węgla i dojrzewający kilka lat - „Lipiec Perlisty”.
Kadrę kierowniczą i technologiczną firmy stanowią
członkowie rodziny Jaros. Właścicielem firmy jest ojciec Maciej. Syn Marcin
pełni funkcję głównego technologa, o jakość dba synowa Monika, a nad sprawami
technicznymi czuwa syn Bartłomiej.
Rodzina Jarosów zajęła się również produkcją ceramiki,
gdyż przez dłuższy czas nie mogli znaleźć odpowiednich naczyń dla swoich
wykwintnych trunków. Dziś ich wyroby ceramiczne stały się bardzo oryginalne i
atrakcyjne.
Prawdziwą niespodziankę Salonu Smaku w Turynie stanowiło
natomiast pojawienie się tam restauracji Metamorfoza z Gdańska. Właścicielka Justyna
Zdunek jest otwarta na nowe idee oraz nowe, ambitne wyzwania. Od niedawna do
zespołu przyszły dwie nowe osoby: zdolny szef kuchni Adrian Klonowski i nowa
menadżerka restauracji: Matylda Grzelak - jak do tej pory jedyna polska
absolwentka włoskiego, prestiżowego Uniwersytetu Nauk Gastronomicznych w
Pollenzo. To tzw. Gourmand Traveller
i koordynatorka projektu bioróżnorodności Slow Food. Do tej pory
współpracowała z Justyną Zdunek przy realizacji nowatorskiego projektu
„Metamorfoza, Gotujemy Pronature”. Matylda ma wreszcie bardzo otwartą
wizję promocji polskiej kuchni i polskich produktów: Metamorfoza ma być nie
tylko polska, pomorska, ale przede wszystkim operująca w kontekście Europy i
świata.
Gdańska restauracja na swoim stoisku w Turynie wystawiła
fantastyczne wyroby garmażeryjne z dziczyzny, takie jak polędwica z gęsiny,
sarny czy kiełbasa z dzika. Towarzyszyły temu musztardy o nucie słodko-kwaśnej
wyrabiane z żurawiny, borówek i owoców leśnych, a także powidła niskosłodzone
ze śliwek i dyni. Nie zabrakło dobrych nalewek o nucie ziołowo-leśnej, które
mogą funkcjonować po posiłku jako znakomite digestivo
(trunki ułatwiające trawienie). Prawdziwą rewelacją był olej rzepakowy tłoczony
na zimno z dodatkiem młodych igieł sosnowych - i trzeba przyznać, że ta
fantastyczna kombinacja, z kromką świeżego polskiego chleba, nie ustępowała w
niczym pod względem walorów smakowo-zapachowych świetnym włoskim oliwom z
oliwek z dodatkiem rozmarynu. Nad stoiskiem Metamorfozy w Salonie Smaku czuwał
Bartosz Czapierski.
Polska ma niesamowity potencjał eko-gastronomiczny i
dobrze, że przypomina nam o tym Carlo Petrini. Miody pitne, nalewki, piwa
regionalne, sery, masła, dziczyzna, owoce leśne, grzyby, chleby i zioła to
potencjał jaki należy wykorzystać w innowacji polskiej kuchni i produkcji spożywczej,
która mogłyby podbić rynki europejskie i światowe. Czegoś nam jednak nadal
brakuje… - kultury enogastronomicznej i rozsądnej, innowacyjnej polityki promocji na szczeblu
zarówno ogólnopolskim jak i regionalnym, która pozwoli małym producentom i
hodowcom pracować lepiej i pokazywać się na arenie międzynarodowej.
Agnieszka Zakrzewicz z Turynu
Nessun commento:
Posta un commento