Cucina bezGranic

sabato 12 luglio 2014

Bezpieczeństwo produkcji żywności motorem rozwoju z szansą na przetrwanie




"Bezpieczeństwo produkcji żywności motorem rozwoju z szansą na przetrwanie" (Sicurezza Agroalimentare: Motore di Sviluppo Sosteniblie) - pod tym, po polsku nieco zawiłym tytułem, w Rzymie odbyła się konferencja międzynarodowa zorganizowana przez CNEL (Włoska Narodowa Rada Gospodarki i Pracy), otwierająca semestr Włoskiej Prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. Wśród ważnych prelegentów (Antonio Marzano – Prezydent CNEL, Leonardo Becchetti – Università Roma2, Enzo Baglieri – SDA Bocconi, Dino Bramanti – Consiglio Superiore della Sanità, Annamaria Furlan - CISL, Monica Fabris – Prezydent EPISTEME, Bonifacio Sulprizio De Cecco – Pasta De Cecco, Mauro Fontana – Gruppo Ferrero, Vito Gulli - ASdoMAR, Biagio Mataluni – Oleificio Mataluni, Filippo Ferrua Magliani – Confindustria Federalimentare, Stefano Masini - COLDIRETTI, Franco Verrascina – Prezydent COPAGRI, Pietro Giordano – Prezydent ADICONSUM oraz przedstawiciele Gwardii Finansowej i Karabinierów NAS) wśród gości znaleźliśmy się również my - dziennikarze zagraniczni z Gruppo del Gusto.

Jesteśmy tym, co jemy, ale nie wiemy co jemy...  
czyli „Był sobie pomidor”

Pomidory włoskie. Foto: A. Zakrzewicz


Kiedy przyjechałam do Włoch dwadzieścia lat temu to właśnie pomidory smakowały mi najbardziej. Czerwone, soczyste, dojrzałe i pachnące ziemią rozgrzaną słońcem.
Pamiętam również dzień, w którym włoskie pomidory straciły smak. Warzywa, które zaczęłam jeść stały się jakby z plastiku. Te nabywane we włoskim markecie nie różniły się od tych kupowanych w sklepach masowej dystrybucji w Polsce, czy gdzie indziej. Bez zapachu, wszystkie takie same, równie niedojrzałe choć czerwone i bardzo zachęcające.

Jak wyniknęło z konkluzji rzymskiej konferencji Sicurezza Agroalimentare… - nie da się ukryć, że globalizacja ma swoje dobre i złe strony. Z jednej - pozwala krążyć towarom i ludziom po całym świecie, dzięki czemu "nowalijki" oraz egzotyczne owoce możemy kupić w przyzwoitej cenie i zjeść o każdej porze roku. Z drugiej - powoduje, że żywność wymyka się nam coraz bardziej spod kontroli. Praktycznie nie wiemy co jemy. Etykietka: "pomidor hiszpański" czy "winogrona tureckie" niewiele nam mówi. Owszem - znamy niby kraj eksportera produktu, ale nie mamy pojęcia o tym, gdzie i jak warzywa lub owoce rosły, czym były sypane i spryskiwane, w jakich warunkach hodowane, kiedy je zbierano, jak długo były przewożone zanim trafiły do sklepu, ile trwała i jak wyglądała droga od zerwania z krzaczka czy drzewka, na nasz stół, a potem do naszego żołądka.

Nawet nie zdajemy sobie sprawy z faktu, że w epoce globalizacji w przypadku niektórych warzyw i owoców ta droga może trwać nawet sześć miesięcy. Już nie tylko soczyste i zdrowe pomelo trafia do Europy z Chin (a pomarańcz chińska z Tunezji czy Maroko). Trudno w to uwierzyć - ale na stołach włoskich (i nie tylko) coraz częściej kończą pomidory Made in China, dojrzewające w chłodniach zamiast w słońcu Półwyspu Apenińskiego. 

Bezpieczeństwo żywienia to warunek zdrowia

Włochy są największym w Europie eksporterem żywności produkowanej na własnym terytorium. Gastronomiczne Made in Italy to sektor cieszący się większym powodzeniem za granicą niż włoska moda, czy turystyka i przynoszący Włochom najwyższe dochody – 32 miliardy euro rocznie. Nic też dziwnego, że włoska żywność jest równie chętnie i często podrabiana co włoskie torby czy buty. Jak przypominał podczas konferencji prof. Leonardo Becchetti z Uniwersytetu Roma2: „Na świecie jest pełno restauracji i pizzerii "włoskich", w których nie ma ani włoskich kucharzy, ani włoskich produktów, ani nawet włoskiego menu.  W sklepach na całej planecie można znaleźć pizzę, makarony, mozzarallę, sosy pomidorowe - które owszem są podstawą włoskiej kuchni, ale z prawdziwą włoską kuchnią nie mają nic wspólnego.”

Globalizacja i wolny przepływ towarów a także ugruntowanie się przemysłu gastronomicznego (który zastąpił naturalną aktywność ludzką, jaką było rolnictwo, myślistwo, połów i zbieractwo), i spowodował, że prawie całość planetarnej produkcji żywności skupia się w ręku kilkunastu międzynarodowych kolosów przemysłowych (Nestle, Danone, Mars, Unilever, Mondelez, Kraft, Pepsico, Coca Cola) to powody dla, których konsument powinien się zacząć martwić coraz bardziej o to, co kończy na jego talerzu - a więc w konsekwencji o własne zdrowie.   



Co zawierają tzw. "produkty markowe" wystawione w supermarketach całego świata, po które większość ludzi sięga chętniej niż po te discountowe? Wielkie koncerny przemysłowe nie są w stanie zapewnić sobie tych surowców tej samej jakości do pokrycia zapotrzebowania na produkcję żywności swojej marki. Jak pokazały badania przeprowadzone przez słowacki EurActiv (tamtejsze stowarzyszenie konsumentów) w 2011 roku - firmy te sprzedają w różnych krajach UE swoje produkty pod takimi samymi nazwami, choć cechują się one odmienną jakością. Te gorszej jakości trafiają najczęściej na rynki "nowej" Unii Europejskiej, gdzie klient jest mniej wybredny, mniej doświadczony i doinformowany - wystarcza mu więc, że sięga po produkt markowy. 

Żywność a przyszłość planety i ludzkości

„Dziś na Ziemi żyje ponad 7 miliardów ludzi, z których 1 miliard głoduje i 1 cierpi na nadwagę oraz choroby z nią związane. Szacuje się, że za 35 lat na świecie może być 9 a może nawet i 10 miliardów istot ludzkich. Aby wyżywić taką ilość osób potrzeba co najmniej 2,5 planet wielkości Ziemi. Z tego powodu intensywna hodowla żywności, stosowanie roślin transgenetycznych i produkcja zwierząt hodowlanych z zastosowaniem inżynierii genetycznej jest nieunikniona. Istnieje jednak innowacja pozytywna i negatywna” - podkreślił prof. Enzo Baglieri z Uniwersytetu Bocconi.

Spór o GMO trwa od lat. Zwolennicy twierdzą, że uprawy GM są bardziej odporne na czynniki zewnętrzne, choroby, pasożyty, kaprysy klimatyczne i w rzeczywistości gwarantują wyższą wydajność upraw. Ich zdaniem żywność modyfikowana genetycznie jest nawet zdrowsza, gdyż ma większe wartości odżywcze dzięki sztucznemu wzbogaceniu o witaminy i mikroelementy. Zwierzęta transgeniczne mogą być szybciej przeznaczane do uboju ze względu na szybszy wzrost i są bardziej wydajne dzięki większej masie ciała. Można też je  uodparniać na różne choroby. Dzięki rozwojowi GMO wzrośnie produkcja biopaliw, czyli ekologicznego paliwa i będzie można zdecydowanie ograniczyć użycie pestycydów i innych chemicznych substancji zatruwających środowisko. GMO pozwoli też obniżyć ceny żywności - więc tym samym żywność przemysłowa stanie się dostępna dla większej ilości ludzi.

Przeciwnicy organizmów transgenicznych twierdzą, że na dłuższą metę wszystko to prowadzi do skupienia kontroli nad globalną produkcją żywności w rękach koncernów zajmujących się wytwarzaniem jedzenia przemysłowego i produkcją pasz. Uważają też, że może dojść do niekontrolowanego skrzyżowania i mutacji roślin. Nastąpi kres bioróżnorodności i biobezpieczeństwa żywności, oraz zubożenie rolnictwa i naturalnego środowiska człowieka.

Zdaniem naukowca z włoskiego Uniwersytetu Bocconi: „Jest nam potrzebna nowa technologia żywienia. W rzeczywistości jesteśmy dopiero na początku eksperymentów inżynierii genetycznej w przemyśle hodowlanym, która ma przed sobą przyszłość. Nie jesteśmy jednak w stanie przewidzieć skutków mutacji genetycznych - poznamy je dopiero za kilka lat i mogą być one nieodwracalne.”
Według prof. Enzo Baglieriego międzynarodowe koncerny żywnościowe manipulują światową gospodarką i narzucają ludziom, co mają jeść, hodować i uprawiać. Nad zdrowie konsumentów przekładają zysk i nie myślą o długofalowych konsekwencjach swoich działań.

Przestępstwa żywnościowe i system kontroli

Specjalny oddział karabinierów NAS na konferencji o bezpieczeń
stwie żywienia. Foto A. Zakrzewicz

Spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej to właśnie we Włoszech rozwinięto najbardziej system kontroli produkowanej żywności. Nie tylko włoski odpowiednik Sanepidu, ale także specjalny oddział karabinierów NAS, gwardia leśna i gwardia finansowa mają prawo przeprowadzać kontrole jakości produktów oraz przeciwdziałać ich podrabianiu. Poza tym w tym kraju działają liczne organizacje konsumenckie jak: Adiconsum, Coldiretti czy Codacons -które uczciwie informują klientów i przyczyniają się do wzrostu wiedzy oraz kultury konsumpcyjnej. Zanim prawdziwe włoskie wino trafi do odbiorcy musi przejść dziewięć etapów kontroli. Problem polega jednak na tym, że nie wszystko co nazywa się włoskie jest naprawdę produkowane we Włoszech.

W Polsce kupujemy niemiecką Zotarellę zamiast prawdziwej mozzarelli, której smaku tak naprawdę nikt u nas nie zna. W sklepach jest pełno najgorszej jakości włoskich win, które są nie winem z winogron, ale czystą chemią i nie znamy ich dystrybutorów. W restauracjach włoskich dają nam makaron lokalny zamiast spaghetti De Cecco. Z prawdziwej pizzy neapolitańskiej, większość produktów jakie zjada się na całym świecie, pizzę ma tylko w nazwie.

To właśnie dzięki częstym i rygorystycznym kontrolom we Włoszech wybuchło wiele skandali gastronomicznych, jak ten dotyczący mozzarelli z dioksyną, przetworów z mięsa koni wyścigowych, którym wstrzykiwano kortyzon czy warzyw rosnących w "Trójkącie śmierci", czyli na terenach Kampanii, które mafia przekształciła w wysypisko śmieci toksycznych.

Niestety ponieważ eksport żywności włoskiej przynosi dochody, nie należy się dziwić, że również mafia zainteresowała się tą dziedziną gospodarki. Główne jej działania na tym polu to fałszowanie certyfikatów i dokumentów weterynaryjnych oraz wprowadzanie do sprzedaży mięsa pochodzącego z uboju zwierząt chorych. Biznes, który przynosi przestępczości zorganizowanej około 400 milionów euro rocznie. W niektórych rejonach Włoch organizacje przestępcze prowadzą równoległy, nielegalny rynek spożywczy kontrolując ubojnie, rzeźnie i masarnie gdzie zabija się oraz przetwarza chore zwierzęta. Powszechny staje się także proceder kradzieży zwierząt hodowlanych, przeznaczonych na ten nielegalny rynek – w ostatnich latach zostało skradzionych około 200 tys. bydła, świń, drobiu. W 2009 r. włoscy karabinierzy z NAS zarekwirowali 38 tys. ton żywności! Zrobaczywiałe mięso, przeterminowane mleko, sery, jajka, kiełbasy a nawet ryby – są powtórnie przerabiane z dużą ilością konserwantów i przypraw a następnie opatrywane w sfałszowane etykietki i sprzedawane jako najwyższej jakości specjały włoskie, najczęściej na rynki zagraniczne.

Rozwija się także proceder fałszywej żywności biologicznej, która ma co najwyżej tylko ekologiczną etykietkę. Włoski NAS zarekwirował niejednokrotnie tysiące jajek „biologicznych“, zakażonych salmonellą. Fałszuje się też żywność dietetyczną oraz produkty wspomagające odchudzanie (w tym sektorze proceder wzrósł aż o 62%).

Jak wynika z raportów organów nadzorujących produkcję włoskiej żywności i jej eksport –  co roku podrabia się gastronomiczne Made in Italy o wartości 52 mld euro.

Gastronomia Made in Italy. Foto A. Zakrzewicz

Wybory konsumentów - nowa świadomość i prawo do informacji

Do tej pory reklama przyzwyczaiła nas do sięgania po żywność, która nam się podoba, a nie po taką, o której wiemy to, co wiedzieć powinniśmy. Reklama żywności ma charakter ewokacyjny a nie informacyjny - działa na nasze zmysły, gównie wzrokowe. Sięgamy więc po żywność, której marki znamy z telewizora i gazet, do których reklama nas przekonała. Często nawet nie czytamy etykietek spożywczych, aby zobaczyć co produkt naprawdę zawiera. Nie zastanawiamy się też nigdy jak produkty przetworzone działają na nasz organizm.

Podczas rzymskiej konferencji o bezpieczeństwie żywienia Pietro Giordano – Prezydent Adiconsum przypominał, że niestety często producenci nie mówią nam całej prawdy o produkcie spożywczym i o sposobie jego powstania. Etykietki są niejasne i dodatki do żywności mające na celu poprawienie jej smaku, trwałości czy aspektu wizualnego - skrywają się pod chemicznymi nazwami lub skrótami.
„Jeżeli jemy źle - płacimy za to podwójnie, bo przede wszystkim własnym zdrowiem. Cierpi nasz portfel i nasz organizm. Dlatego jest tak ważne aby w Unii Europejskiej walczyć o jednolitość informacji umieszczanych na etykietkach spożywczych, a przede wszystkim rozszerzyć zakres informacji na temat produktu.” – podkreślał w swoich konkluzjach Pietro Giordano, jeden z głównych organizatorów „Sicurezza Agroalimentare: Motore di Sviluppo Sosteniblie”.

Coraz więcej osób ma jednak świadomość, że żywność przemysłowa jaką dziś spożywamy na masową skalę pozostawia wiele do życzenia. Rośnie też wiedza na temat alergii i nietolerancji żywieniowych, związanych nie tyle z samym jedzeniem, co ze środkami chemicznymi wykorzystywanymi przy jego produkcji.

O tym, że konsument staje się coraz bardziej uważny i wybiórczy, co widać najlepiej na przykładzie Włoch – mówiła Monica Fabris – Prezydent włoskiego stowarzyszenia Episteme badającego nawyki i obyczaje Włochów. Niezależnie od kryzysu gospodarczego, który ograniczył bardzo wydatki w każdym sektorze, od 4 lat rośnie konsumpcja żywności biologicznej - o 11% rocznie. Zmienia się też pojęcie jakości jedzenia. „Nie liczy się już to, czy jest dobra i markowa, ale jak bardzo jest naturalna i czy pochodzi z najbliższego środowiska. Według sondaży rynkowych, aż 56% Włochów deklaruje, że jest gotowych zapłacić więcej za żywność biologiczną pochodzącą z pewnego źródła. Dziś Włosi najchętniej kupowaliby warzywa i owoce bezpośrednio od rolników, niestety z braku czasu oraz możliwości są skazani na supermarkety. Coraz więcej osób jednak zaopatruje się regularnie w niektóre produkty w sklepach biologicznych, śledząc z uwagą jakie gwarancje daje producent. W użycie wchodzi też koncept "etyki żywienia". – podkreślał Fabris.


Monica Fabris – Prezydent włoskiego stowarzyszenia Episteme badającego nawyki i obyczaje Włochów


Jak wynika z badań Episteme - w kraju, w którym do tej pory wspólne zasiadanie w gronie rodzinnym do obiadu i kolacji było obyczajem, zmienia się coraz bardziej styl życia. Włosi coraz chętniej jedzą poza domem i coraz większą uwagę przykładają do jakości produktów serwowanych w restauracjach i do estetyki podania. W modę wchodzi Food Design. Inny sens nabiera też pojęcie łakomstwa - dziś oznacza to jeść mniej, ale spożywać żywność najwyższej jakości.
Widać bardzo jasno tendencję do tego, że osoby zamożniejsze i te posiadające wyższy stopień kultury oraz wykształcenia traktują wybór jedzenia jako inwestycję w samego siebie.

Agnieszka Zakrzewicz z Rzymu


CZYTAJ TEŻ: