Cucina bezGranic

lunedì 23 aprile 2012

Czy zwyczaje i tradycje kulinarne Francuzów będą celebrowane także przez kolejne pokolenia? - korespondencja z Paryża



Skąd takie pytanie? Mieszkam we Francji od lat i ciągle się uczę - może jeszcze nie opanowałam sztuki gotowania niektórych tradycyjnych potraw francuskich, ale opanowałam już sztukę bycia "Bami". "Bami" to pierwsza sylaba slowa "ba-bcia" i druga francuskiego "ma-mi-e". W tych dniach zostałam babcią po raz czwarty. Moja córka Maja urodziła córeczkę Jasmine. Będziemy więc świętować po francusku jej narodziny, co wiąże się ze zorganizowaniem, wraz z pozostałymi członkami rodziny, słynnego francuskiego "Le repas gastronomique".

A cóż to takiego? - zapytacie. Dwa lata temu "Le repas gastronomique" (tłumacząc dosłownie “posiłek gastronomiczny”), został wpisany przez UNESCO na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego ludzkości. Sztuka jedzenia i picia, która charakteryzuje Francuzów, zasługuje na docenienie i ochronę, bo mają oni niestety coraz mniej czasu, i coraz mniej pieniędzy na swoje tradycyjne czteroskładnikowe menu.
Taki wspólny “posiłek gastronomiczny” we Francji jest zwyczajową praktyką społeczną, mającą na celu celebrowanie ważnych momentów z życia jednostek i grup: narodzin, wesel, ważnych rocznic, spotkań związanych z odniesionymi sukcesami, itp. Jego główną charakterystyką jest to, że przygotowuje się go wspólnie. Dla 95% Francuzów "Le repas gastronomique" jest głównym elementem ich tradycji, dziedzictwa kulturowego i tożsamości narodowej.

Przygotowanie rodzinnego "Le repas gastronomique" rozpoczyna się od wspólnych zakupów. Kupuje się na taką okazję oczywiście najlepsze produkty, których na francuskim bogatym rynku żywności nie brakuje. Tradycja biesiad sięga XVII wieku, dziś oczywiście menu stało się bardziej współczesne i w zależności od okazji oraz zapraszanych gości biesiady są mniej lub bardziej formalne.
Także “Posiłek gastronomiczny” przygotowuje się wspólnie, również z udziałem dzieci, którym wpaja się tradycję, pobudza ciekawość i zamiłowanie do kuchni. Wspólne gotowanie i pieczenie to doskonała nauka oraz zabawa, okazja do tego, aby być razem. W przyrządzanie potraw Francuzi wkładają wiele serca i oczywiście wiele umiejętności wymagającej wiedzy.

Dobór produktów, wybór win i ustalanie menu to zawsze wielka radość dla Francuzów. Siadanie do stołu, podawanie, jedzenie to rytuały, które wypełnia się z namaszczeniem. Sama degustacja to chwila olbrzymiego szczęścia, bo wtedy najczęściej rzeczywiście ma się przysłowiowe "niebo w gębie". Do tego dochodzi jeszcze przyjemność bycia ze sobą, konwersacja, dzielenie się tym co najlepsze i chwalenie tego. "Le repas gastronomique" zacieśnia więzi rodzinne, przyjacielskie, społeczne.

Obowiązkowo zaczyna się od "aperitif", czyli od drinków i zakąsek na pobudzenie apetytu. Następnie serwowane są we właściwej kolejności przystawki, później mięsa lub ryby, warzywa, sery, desery, a na koniec "digestifs" (drinki na poprawienie trawienia). Na talerzu znajduje się zawsze tylko jedna potrawa (oprócz warzyw, których dwa-trzy rodzaje możemy położyć obok siebie). Pieczone mięsa czy ryby są podawane do stołu w całości i krojone na porcje przy gościach. Taka kolejność podawania dań do stołu jest obowiązkowa i zawsze przestrzegana, a do przystawek, ryb, mięs, serów są dobierane odpowiednie wina, które się zmieniają. Rozmowy gości przy stole o tym co jedzą, piją, o smakach, przyprawach, przepisach, produktach, świadczą o tym, że posiłek jest udany oraz doceniony.
99% Francuzów pragnie zachować tradycję "Le repas gastronomique" i przekazać ją kolejnym pokoleniom.  

W świątecznym menu "Le repas gastronomique" jest zwykle "foie gras", (tłusta wątroba) którą UNESCO wykluczyło z listy niematerialnego dziedzictwa kulturowego ludzkości, najprawdopodobniej z powodu przemysłowego tuczenia kaczek i gęsi, które nie jest pozytywnie postrzegane przez inne społeczeństwa. No ale "foie gras" jest nieodzownym elementem kuchni francuskiej. 

Kath Las z Paryża







venerdì 20 aprile 2012

Jakimi drogami chodzi mozzarella?

Także w tym roku odbędzie się wspaniała impreza gastronomiczna "Le Strade della mozzarella" (Drogi mozzarelli). Paestum - czyli Posejdonia, najpiękniejsze miasto starożytnej Wielkiej Grecji, będzie gościć w dniach 7-9 maja 2012 roku, światowej sławy szefów kuchni, dziennikarzy i pisarzy zajmujących się sztuką kulinarną, a także wielu smakoszy. Trzydniowa impreza otwiera sezon letni, trwający aż do końca września, podczas którego także turyści zagraniczni - miejmy nadzieję również z Polski - będą mieli możliwość odwiedzić tamtejsze fabryki mozzarelli oraz winnice, jeść świeże ryby i owoce morza w znakomitych restauracjach znajdujących się w okolicy, cieszyć się urokami przyrody regionu Kampanii, pięknym Morzem Tyrreńskim oraz zwiedzić ruiny Paestum - jednego z najważniejszych parków archeologicznych w Europie, wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. 

 

Tę niezwykłą podróż kulinarną umożliwia właśnie organizacja "Le Strade della mozzarella", zajmująca się promocją terytorium Cilento oraz jego produktami żywnościowymi, wchodzącymi w skład diety śródziemnomorskiej: Mozzarella di Bufala Campana DOP, wino Fiano, figi typu Bianco del Cilento, fasola z Crotone, białe karczochy z Pertosa, rybki sardele Pisciotta, oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia i inne.


 

Wykwintna restauracja "Le Trabe" http://letrabe.it/, położona we wspaniałym Parku Capodifiume, stanie się teatrem gastronomicznym, w którym wielcy szefowie kuchni (Gennaro Esposito, Davide Scabin, Mauro Uliassi, Chicco Cerea, Ilario Vinciguerra, Igles Corelli, Francesco Sposito, Christian e Manuel Costardi, Paolo Barrale, Giovanni Mariconda,  Antonio Pisaniello, Gionata Rossi,  Lorenzo Principe, Pasquale Torrente e Raffaele Vitale, Frank Rizzuti, Marianna Vitale, Giuseppe Costa, Pino Lavarra, Peppe Daddio, Aniello  Di Caprio, Agostino Iacobucci, Matteo Sangiovanni, Giuseppe Stanzione, Andrea Aprea, Galileo Reposo Arcangelo Dandini, Alfonso Caputo), będą prezentować własne interpretacje kulinarne na temat podróży i z udziałem mozzarelli.

Ich zmagania będą obserwować i oceniać znani eksperci sztuki kulinarnej: Enzo Vizzari dyrektor "Przewodnika Gastronomicznego" tygodnika "l'Espresso", Luigi Cremona kurator "Touring Club Guide", Clara Barra szefowa przewodnika Gambero Rosso, Paolo Marchi założyciel salonu "Identità Golose" (Tożsamości Łakome), Fiammetta Fadda krytyk gastronomiczny tygodnika "Panorama".

Pysznemu jedzeniu musi towarzyszyć pyszne wino. Na zakończenie każdego dnia tych trzydniowych zmagań kulinarnych, Luciano Pignataro - znany włoski bloger oraz "food and wine writer", przedstawi trzy interesujące inicjatywy:  “Looking for White”  - w poszukiwaniu najlepszego białego wina rodzaju "Fiano Cilentano", które może towarzyszyć mozzarelli; "Ukłon w stronę Abruzzo" - degustacja najważniejszych "etykietek" wina "Trebbiano", fermentującego spontanicznie;  “Perły Kampanii: 20 najlepszych produktów Food&Wine”.

Na zakończenie pierwszego wieczoru kolejne niezwykłe wydarzenie: "Nawet Blogerzy gotują". Leonardo Ciomei, Giancarlo Maffi, Stefano Caffarri i Fabrizio Scarpato - znani włoscy blogerzy gastronomiczni będą mieli za zadanie pokazać swoje umiejętności także w praktyce, oferując własne interpretacje diety śródziemnomorskiej i będą oceniani "czule" przez niektórych słynnych szefów kuchni.

Ponadto w programie imprezy "Le Strade della mozzarella" seminarium fotograficzne “Jak fotografować jedzenie?" z udziałem Laurence Mouton i Alby Pezone; prezentacja książki pt: "Sekretny składnik" Heinza Becka - jednego z największych, współczesnych szefów kuchni;
a także prezentacja książki "Pocałunki na śniadanie" napisanej przez Gaetano Capppelli.
Jednym słowem będzie co jeść, co pić, co fotografować i o czym pisać...
Także nasz blog "Cucina bezGranic" został zaproszony do udziału w tej wspaniałej imprezie "Le Strade della mozzarella". Będziemy tam i wszystko Wam opowiemy!

Agnieszka Zakrzewicz


giovedì 19 aprile 2012

Jedliście kiedyś prawdziwy ser Mozzarella Campana DOP?

 

Czy jedliście kiedyś prawdziwą mozzarellę? – założę się, że nie. Ja też myślałam, że jadłam… kupując ją w sklepach w Polsce i we Włoszech. Jakże bardzo się myliłam co do prawdziwej mozzarelli, dowiedziałam się dopiero gdy pojechałam do Cilento na zaproszenie organizacji „Le strade della mozzarella“ (Drogi mozzarelli), która zajmuje się promocją tego fantastycznego sera i terytorium, na którym jest on produkowany.
Dopiero tam, w fabrykach serów spróbowałam prawdziwą „Mozzarella Campana DOP“ i od tej pory nie chcę jeść innej… stałam się jej wielką fanką.
Opowiem więc Wam z radością o tym, czym jest prawdziwa mozzarella i jak powstaje.


Prawdziwa „mozzarella di bufala” (ser z mleka bawołów) jest produkowany w środkowych i południowych Włoszech, głównie w regionie Kampania, w prowincji Caserty i Salerno, w południowym Lacjum oraz w części Apuglii i Molise.



Termin mozzarella pochodzi od słowa „mozzatura“ – czyli od nazwy operacji przeprowadzanych w celu oddzielenia od siebie mniejszych kawałków sera.


 
Ten produkt mleczarski jest wykonany tylko ze świeżego mleka włoskiej rasy bawołów.
Mleko o małej zawartości tłuszczu, ustalonej w przepisach, musi być dostarczone do mleczarni w celu dalszej obróbki w ciągu 16 godzin od udoju.
Krzepnięcie uzyskuje się dodając do świeżego mleka ogrzewanego do 33-36 °C naturalne enzymy pochodzące z poprzedniego przetwarzania mleka bawolego – czyli tzw. serum.


 
Ser dojrzewa w surowicy około 5 godzin, a następnie przelewa się go do wody o temperaturze 95°C, gdzie tworzy pasy, które podlegają „mozzaturze“, czyli odciąganiu w celu uzyskania mniejszych porcji.  
Podzielona mozzarella jest przechowywana w zimnej, solonej wodzie. 
Ser konfekcjonuje się zawsze w torebkach z cieczą. 



Mozzarella produkowana jest w różnych formach, mających swoje specyficzne nazwy: średnie okrągłe kule, tzw. „bocconcini“ (mniejsze kulki, wkładane na raz do ust), plecione warkocze, koraliki (malutkie kulki), wiśnie (wielkości pomidorów koktajlowych), węzły, jajeczka. 
Wszystkie mają dokładnie określoną wagę od 20 do 800 gr.


Zwierzęta muszą być oficjalnie zarejestrowane i są hodowane zgodnie z lokalnymi zwyczajami w stadninach otwartych, gdzie mogą się swobodnie poruszać lub na pastwiskach. 

 
Według źródeł historycznych, bawoły zostały przywiezione na sycylię przez saracenów, a następnie zadomowiły się na bagnistej równinie Garigliano, znajdując tam prawie idealne warunki do życia.


Zachodniogermański lud Longobardów natchnął się na nie po pokonaniu Saracenów w bitwie pod Garigliano w 915 r. n.e. Chcieli je zapędzić na zachód Europy, ale po drodze zwierzęta wymarły z zimna.



Bawoły z których mleka produkuje się mozzarellę to „Bubalus bubalis” pochodzące z Azji. Jest to bydło o krępej budowie, ciemnej, krótkiej sierści, zamieszkujące na obszarach bagnistych i bardzo odporne na wiele chorób, ale nie na zimno. 



Prawdziwa mozzarella ma gładką skorupę grubości jednego milimetra w kolorze białej porcelany. W naprawdę świeżej mozzareli wyprodukowanej tego samego dnia rano, miąższ w środku jest elastyczny i porowaty – jedząc ją ma się wrażenie, jakby żuło się gumę i czuje się ostry, charakterystyczny smak serum mlekowego i pleśni. Nie wszystkim może smakować, zwłaszcza tym przyzwyczajonym do produktów przemysłowych kupowanych w marketach, które są wszystkim, ale na pewno nie mozzarellą… Jedzenie świeżej mozzarelli jest jak picie mleka prosto od krowy – trzeba to lubić i doceniać.



Mozzarella jest często nazywana królową kuchni śródziemnomorskiej, ale także białym złotem lub perłami stołu, w hołdzie jakości i smakowi tego produktu żywnościowego.



Kiedy kroimy prawdziwą mozzarelę, z wnętrza musi wypłynąć biała ciecz – niewielka ilość płynu z enzymami mleka. 

Prawdziwa mozzarella przeznaczona do spożycia nosi znak określony w przepisach – DOP (Denominazione di origine protetta) czyli oznaczenie pochodzenia geograficznego produktów rolnych w Unii Europejskiej.

Z mleka bawolego można robić także ricottę – inny ser, który przypomina trochę nasz twaróg. A z ricotty można robić wiele fantastycznych przysmaków jak charakterystyczne włoskie ciasta i torty. Z bawolego mleka robi się też lody, które smakują wyśmienicie.


Pierwszy dokument historyczny, w którym wspomina się o mozzarelli to kronika Longobardów. Według tych źródeł, już w XI wieku, księżniczka Aloara, wdowa po księciu Capuy, rozdawała biednym „mozzi” (kawałki) białego sera z chlebem. Według niektórych, mozzarellę wynaleźli mnisi benedyktyńscy i dzięki sieci ich klasztorów, upowszechniła się jej produkcja w Południowych Włoszech. Według innych „ojcami mozzarelli” są Normanowie, którzy podbili Włochy a jej ojczyzną jest Aversa - miasto w prowincji Kampanii leżące na północ od Neapolu, gdzie istnieją liczne mleczarnie, w których produkuje się i sprzedaje typowy ser „Mozzarella Aversana”. Pierwszy oficjalny dokument, który mówi o mozzarelli pochodzi właśnie z Aversy, z początku XV wieku.

Czy mnisi benedyktyńscy, czy Longobardowie? – powiem szczerze, że jest mi obojętne kto wymyślił mozzarellę. Bardzo się jednak cieszę, że ją wymyślono, gdyż uwielbiam ten ser. Bardzo cieszę się też, że dzięki moim znajomym producentom z okolic Paestum, od czasu do czasu mogę jadać prawdziwe „białe złoto” czyli ser Mozzarella Campana DOP. Wy też spróbujcie, a nie pożałujecie!

 
© Agnieszka Zakrzewicz
 


Le Strade della Mozzarella - pierwsza degustacja w pijalni piwa Open Baladin w Rzymie


Piwo i mozzarella? Możesz, a nawet powinieneś to spróbować!
Ja zrobiłam to w pijalni piwa Open Baladin na
Via degli Specchi w Rzymie, która jest rajem dla miłośników piwa produkcji rzemieślniczej, podczas prezentacji imprezy
Le Strade della mozzarella (Drogi mozzarelli), która odbędzie się w dniach
7 - 9 maja 2012 w Paestum i której blog Cucina bezGranic jest patronem medialnym.



martedì 10 aprile 2012

Ravioli al nero di seppia ripieni di pesce misto con branzino all'acqua pazza


Szanowni i drodzy!
  
Naszą pierwszą podróż po kuchni włoskiej z Cucina bezGranic zaczniemy od czegoś z najwyższej półki "Ravioli al nero di seppia ripieni di pesce misto con branzino all'acqua pazza" czyli "Pierogi zaczerniane mątwą z farszem rybnym i labraksem w szalonej wodzie". Może nie dla wszystkich zwolenników golonki zabrzmi to zachęcająco, ale dla tych, którzy uwielbiają ryby i owoce morza będzie to prawdziwy rarytas.
Oczywiście składników jakie podajemy w poniższym przepisie nie da się kupić w Biedronce, czy Tesco, ale przy odrobinie zachodu - ten najważniejszy, czyli "nero di seppia" da się już znaleźć w Polsce. Włoskie ryby morskie można zastąpić innymi, małe ośmiorniczki i krewetki są już dostępne. Zamiast włoskiej ricotty można użyć polski ser półtłusty, jaki stosujecie do pierogów.
W gruncie rzeczy, "Ravioli al nero di seppia ripieni" to dalecy krewni naszych rodzimych pierogów, więc przy odrobinie fantazji również i Wam to danie na pewno się uda!

Natomiast "l'acqua pazza" to znakomity sposób przyrządzania wielu ryb i może stanowić odrębne danie, tak jak jest to często spotykane we Włoszech. Mówi się, że sposób gotowania "w szalonej wodzie" wymyślili rybacy z wyspy Ponza. Przyjął się on bardzo szybko na Capri i w Neapolu dzięki włoskiemu komikowi Totò. To naprawdę smakowita potrawa, która może wejść na stałe do Waszego menu.

Przepis na "Ravioli al nero di seppia ripieni di pesce misto" podajemy za naszą znajomą blogerką Luvi, która pokazuje na fotografii jak się robi "czarne pierożki"
Sposób gotowania "all'acqua pazza" podajemy za Giallozafferano, gdzie znajdziecie również zdjęcia ilustrujące przygotowanie ryb.

Ten oto wspaniały talerz uwieczniony na zdjęciu skosztowaliśmy w restauracji "Porto Di Enea", niedaleko Ostii pod Rzymem. Palce lizać!


Ravioli al nero di seppia ripieni di pesce misto con branzino all'acqua pazza
czyli
Pierogi zaczerniane mątwą z farszem rybnym i labraksem w szalonej wodzie





Składniki
(6-8 osób)

Ciasto

420/500 gr mąki typu 00
5 jajek
2 torebki lub słoiczek "nero di seppia"*

Farsz

100 gr mięsa ryby morskiej - np. labraks (wł. branzino) bez ości
200 gr ogonów krewetek
150 gr malutkich ośmiorniczek (wł. seppioline)
2 duże łyżki twarogu (ricotta vaccina 125 gr)
1 ząbek czosnku
1/2 cebuli
szczypiorek lub pietruszka
sól
pieprz
oliwa z oliwek

Procedura

"Nero di seppia" rozpuszczamy w jajkach. Przygotowujemy ciasto z mąki i jajek. (ok 90 gr na jedno jajko). Dodajemy ewentualnie trochę więcej mąki, jeśli ciasto jest zbyt płynne. Następnie zostawiamy je na 30 min pod przykryciem (np. naczynie szklane), aby nie wyschło. W międzyczasie przygotowujemy farsz.

Na patelni z odrobiną oliwy z oliwek przyrumieniamy przez 3-5 min czosnek oraz cały "wkład" rybny (ryba, mątewki i krewetki), pocięte na nieduże kawałki. Następnie odlewamy wywar rybny, do innego naczynia, wyrzucamy ząbek czosnku a "wkład" rybny siekamy nożem na desce i rozdrabniamy na malutkie kawałki, wrzucamy do miski i dodajemy twaróg ricotta, posiekany szczypiorek lub pietruszkę, szczyptę soli i pieprzu.

Rozwałkowujemy ciasto jak na pierogi, a następnie tniemy je w większe kwadraty, wkładamy farsz rybny przy pomocy łyżki, składamy w trójkąty, lepimy boki i uszczelniamy je przyciskając widelcem (jak pierogi), a następnie zwijamy w uszka.

* Nero di sepia – czarnobrązowy barwnik otrzymywany z woreczka czernidłowego mątwy. Dawniej używany do wyrobu atramentu, dziś znajduje szerokie zastosowanie w gastronomii.


Pesce all'acqua pazza
czyli 
Ryba w szalonej wodzie

Składniki
(6-8 osób)

2 większe ryby morskie - ok 700-800 g (labraks, denteks, diplodus - czyli wł. spigola, dentice, sarago)
Kilka dojrzałych pomidorów - najlepiej koktajlowych
1/2 posiekanej cebuli
1 ząbek czosnku
2 cukinie posiekane w plasterki
oliwa z oliwek
peperoncino - czyli super pikantna papryczka
sól i pieprz
siekana nać pietruszki
pół szklanki białego wina wytrawnego

Procedura

Na dużej, głębokiej patelni, na małym ogniu, podduście posiekaną cebulę i ząbek czosnku z niewielką ilością oliwy z oliwek. Kiedy cebula się zeszkliła dodajcie dobrze oczyszczone, obrane ze skóry oraz umyte ryby i podrumieńcie je przez moment, a następnie podlejcie je winem. Po odparowaniu, osólcie, popieprzcie, posypcie peperoncino i dodajcie pomidory przekrojone na pół oraz cukinie. Duście pod przykryciem przez około 15 minut, podlewając  wywarem, który odlanym z gotowanych ryb na farsz i ewentualnie odrobiną wody, by składniki nie przywarły do dna. Nie mieszajcie łyżką, lecz poruszajcie patelnią - unikając w ten sposób rozdrobnienia ryby. Na koniec posypcie odrobiną posiekanej pietruszki.

W międzyczasie ugotujcie pierogi (5-7 min), uważając by się nie rozgotowały i nie otworzyły, odcedźcie i ułóżcie po 5 sztuk na dużym głębokim talerzu i dodajcie kawałki labraksa w szalonej wodzie (ok 90 gr na osobę). 
Danie gotowe - zarówno pierwsze, jak i drugie w jednym. Smacznego!

Agnieszka Zakrzewicz